Czy wszyscy artyści to prostytutki?
Ostatnio głośno zrobiło się w mediach o Andrzeju Grabowskim, Cezarym Pazurze i Jerzym Kryszaku, za sprawą ich współpracy z firmą, która pośrednio wykorzystuje ich wizerunek do sprzedaży… garnków.
Kontekst
Cały ten cyrk przebiega następująco:
- Widz-klient zostaje zaproszony na stand-up.
- Przychodzi i okazuje się, że najpierw musi obejrzeć prezentację akcesoriów kuchennych.
- Dokonuje zakupu lub nie, po czym ogląda przedstawienie (lub ucieka zniesmaczony).
Czy to NAPRAWDĘ musiały być garnki?
Szczerze powiedziawszy nie obchodzi mnie, czy artysta zarabia. Ba! Jeśli jest dobry w tym co robi, to powinien zarabiać na tym jak najwięcej. Tyczy się to zresztą wszystkich zawodów, nie tylko aktorów, muzyków i pisarzy. 🙂
Ale czy te kilkadziesiąt tysięcy złotych na weekend, o których tak ochoczo rozpisuje się prasa, warte są takiego nadwyrężania wizerunku, jaki możemy na przykładzie wymienionych powyżej panów zaobserwować? Mniejsza już o kwestie etyczne całego przedsięwzięcia – jestem zdania, że dorosły człowiek (mam tu na myśli klientów-widzów) powinien odpowiadać sam za siebie i jeśli jest podatny na tego typu działania marketingowe, to jest to wyłącznie jego wina. Ale dlaczego garnki?
Stawiłem sobie pomnik… z garnkiem na głowie
Gdybym kiedykolwiek w życiu został artystą, pod żadnym pozorem nie chciałbym, aby kojarzono mnie z kawałkiem blachy, w której gotuje się makaron. Whiskey, elegancki zegarek, ładny samochód – to rozumiem. Już nawet wszędobylskie reklamy banków są fajniejszą opcją, bo przynajmniej próbuje się zrobić je z jajem, jakimkolwiek pomysłem.
Jak mam teraz traktować poważnie role pana Grabowskiego, który zawsze wydawał mi się rozsądnym i utalentowanym* człowiekiem? Może i faktycznie produkty promowanej przez niego firmy są Lamborghini wśród utensyliów kuchennych, ale czy artystom coś takiego przystoi? Nie chcę oceniać, poważnie pytam.
Chcę wierzyć w to, że nie wszyscy artyści to prostytutki, ale jeśli już sprzedawać się, to z klasą. Czy jakiekolwiek pieniądze warte są dla Ciebie tego, by od tej pory utożsamiano Twoją twarz z zestawem garczków? Mam wrażenie, że w świecie ludzi kultury chodzi jednak o coś więcej.
A może jesteśmy już na takim etapie, że wcale nie?